Dzisiaj mieliśmy ewidentny kryzys.. cały dzień maxowi przebijały sie małe napady ale jakoś spokojna względnie byłam bo w końcu wiem jak na Miska działa pogoda...meteopata mały...:(
Ale nie spodziwałam sie tego co nastąpiło... wrócił koszmar najgorszy jaki może matka przeżyć patrząc na dziecko...
napady ssie tak cholernie nasiliły...co 2 minuty...jak w trakcie porodu... tylko rodziły sie kolejne i kolejne i kolejne napady...
Okazało się, że nawet relsedu w domu nie mam...bo i po co? w końcu prawie pól roku był spokój! cholerna padaczka nie miała szansy podnieść łba...aż do dzisiaj.. kiedy podniosła i do tego wyszczerzyła kły!!!!
Mój Mały Książę, mój Bohater na szczęście teraz śpi... nie obyło się bez pogotowia ratunkowego. Przyjechali, posłuchali o cannabisie i megadawkach...tak, meeeeega dawkach.. podali relsed i nie mogli wyjść z podziwu patrząc jak sie Misiuio wycisza i w końcu odpływa w krainę długich koszul...
Nie zabrali Go do szpitala - w sumie to była moja decyzja - oby dobra!!! - ale jak dzięki podaniu leku i ogromnych ilości cannabisu Miś w końcu zasnął a pulsoxymetr pokazuje dobrą saturację i miarowe tętno pai doktor sama uznała, że zawsze mogą przyjechać drugi raz...
Miś śpi... cyferki migają a ja bede czuwała do rana, do obudzenia.. do spokojnego świtu.. bo cóż innego mogę zrobić? czuwać i się modlić... co chwilkę masełko do dzióbka wkładać i czekać aż się rozpłynie i wchłonie kannabinoidy...
Śpi .. ufam, że jak sie obudzi to tylko Miś a nie padaczka.., że mózg odpoczywa i zbiera siły...
tak bardzo juz nie chce pamiętać jak było kiedyś.. tak bardzo, że prawie zapomniałam.. ona nie chce jednak zapomnienia... przypomina, że jest i że nadal potrafi być groźna.. podstępna i nieprzewidywalna...cholerna padaczka...
Przykro mi ze koszmar wrócił, proszę się trzymać i wierzyć że się uda.
OdpowiedzUsuń