Codzienne życie z epilepsją, Zespołem Downa, rodziną i medyczną marihuaną. Przemyślenia, doświadczenia, fakty i opinie. Miejsce, gdzie można zostawić kawałek wiedzy i kawałkiem wiedzy się poczęstować. Tu ładujemy sobie nawzajem baterie i robimy, co możemy (wspólnie), aby leczenie MM było legalne, ogólnodostępne i tanie.

wtorek, 7 czerwca 2016

Kto jest za, a kto przeciw?


20 miesięcy trwa moja osobista, personalna batalia o legalizację medycznej marihuany. Piszę, że moja, bo dotyczy Maxa - walka toczyła się oczywiście już wcześniej, ale ja, jak wielu innych Polaków, nie miałam o niej zielonego pojęcia.

Przez ten czas wiele się wydarzyło na różnych płaszczyznach. Osobiście najbardziej mnie interesuje zdrowie i życie Maxa.  Przez pryzmat osobistych doświadczeń postrzegam to, co się dzieje wokół tej rośliny (cannabis).

O Maxie pisać nie będę tym razem, bo - Opatrzności dziękować - jest z Nim dobrze :) Czasami trochę gorzej, ale w większości czasu zdecydowanie lepiej.

Zastanawiam się natomiast nad inną sprawą:

Komu tak naprawdę zależy na legalnym i godnym dostępie do leczenia MM, a kto jest tego głównym przeciwnikiem?

Sprawa wydaje się być prosta jak budowa przysłowiowego cepa. Jest roślina o właściwościach pomagających ludziom w różnych stanach chorobowych i - z czysto ludzkiego punktu widzenia - trzeba ją po prostu wykorzystać. Jeśli jest szansa na to, że pomoże - należy z tej szansy skorzystać.

Na przestrzeni ostatnich 20 miesięcy spotkałam dosłownie setki ludzi, którzy odczuwają mniejsze lub większe korzyści ze stosowania cannabis.

Zatem...kto jest za? Odpowiedź jest banalna i oczywista: wszyscy, którym może to pomóc. Jest ich naprawdę sporo! Nawet, jeśli nie da się choroby opanować w 100 % to najczęściej nawet 50 % daje szansę na zwyczajnie lepsze życie, mniej cierpienia, więcej godności. Proste i oczywiste!

Jednak nie dla wszystkich... kim zatem są przeciwnicy legalizacji MM?

Jest ich wielu niestety.  Kim jednak są? Czyje i jakie interesy reprezentują? Dlaczego im zależy na utrzymaniu aktualnego stanu rzeczy?

Po pierwsze: to POLITYCY.

Nie jacyś tam, anonimowi i bezosobowi politycy, tyko ci, co stanowią o naszym (obywateli) losie i jednocześnie reprezentują interesy poszczególnych grup.

Spróbuję uporządkować własne myśli:

Polityk stojący na straży prawa - brzmi dumnie. Kim tymczasem jest ów polityk? Ano jest strażnikiem prawa, dzięki któremu prokuratura i policja może się wykazać statystyką wykrywalności przestępstw. BRAWO, przecież o to nam chodzi! Ale czy na pewno...? 

Otóż te statystyki są nie tylko cyframi w tabelkach, ale przede wszystkim, są ludzkim życiem. Aby jednak cyferki się zgadzały to policja namiętnie łapie bezbronnych i spokojnych ludzi na posiadaniu odrobiny marihuany i BACH! Mamy przestępcę! A jaki on GROŹNY!? Miał przy sobie pól grama maryśki, zatem wtrąćmy go do pierdla i poprawmy statystyki. Bo po jaką cholerę łapać złodziei, oszustów, malwersantów, zboczeńców? Wszak to wymaga  wielkiej siły, inteligencji i nakładów kosztów, na jakie nasze państwo nie stać! Zamknijmy też ludzi, którzy wbrew przepisom mają czelność ratować życie niezgodnie z prawem!

Polityk stojący na straży dóbr naukowych - brzmi jeszcze dumniej... Kim tymczasem jest ów polityk? Ano 
zwolennikiem nauki, a właściwie chodzi nam o zwolennika nauki płynącej wprost z uniwersytetów sponsorowanych przez  firmy farmaceutyczne. Teoria spisku? No chyba nie...  Po korytarzach sejmowych krążą pogłoski, że ustawa ma swoją cenę... bagatela kilkanaście milionów i mamy to, co chcemy! Kto ma? Ten, którego na to stać. Zaraz, zaraz... czy ja sugeruję korupcję wśród polityków??NIEEE, gdzież bym śmiała!  To tylko fundusze, które firmy farmaceutyczne przekazują na przeróżne, szczytne cele: na kampanie społeczne, wbijające do głowy konieczność szczepień noworodków, na kampanie społeczne namawiające do badań mammograficznych (co w konsekwencji wróci pod postacią pacjentek z rakiem) i tak dalej... Moment, przecież miałam pisać o politykach w kontekście MM… dobra, zniosło mnie na bagna, ale już wracam.

Chodzi o to, że ze stanu dzisiejszej wiedzy wynika, że wiele leków farmakologicznych straci rację bytu, jak tylko będzie możliwość dokonania wyboru pomiędzy farmakologią a marihuaną.
Nie wierzycie? Zachęcam do poszperania w sieci... 

Polityk humanista - ooo, to dopiero brzmi dumnie. To ten polityk, który tak bardzo dba o pacjenta, że absolutnie nie pozwoli, aby jakikolwiek pacjent był narażony na NIESPRAWDZONĄ terapię! Bo jak można komuś podać marihuanę, nawet jeśli się ów nieszczęśnik zwija z bólu, a morfina nie działa? No jak można, skoro marihuana nie ma zrandomizowanych badań?

Panie polityku, a może jednak warto? Bo skoro można pomóc nie szkodząc… ? NIEEE! Nie warto! Bo przecież firma farmaceutyczna nie zrobiła badań! A jak firma nie zrobiła badań to znaczy, że marihuana nie leczy! Bo jakby leczyła to by firma badania zrobiła… Niestety nie jest to prawdą i oczywistością, ponieważ firmy farmaceutyczne badania robią z powodów również komercyjnych, a marysieńki nie da się przecież opatentować...
Upraszczam? Tak, oczywiście, że upraszczam, ale tak to właśnie wygląda w uproszczeniu, a na rozwinięcie niech każdy sam zada sobie trud.

Polityk Katolik - a raczej polityk pod wpływem instytucji kościelnej.  Nie wiem czy to brzmi dumnie... dla mnie raczej słabo. Kościół jednak wywiera ogromny wpływ na nasze życie, nawet jeśli nie jesteśmy katolikami. Polityk-katolik jednak biskupa słuchać musi, a ten zazwyczaj twierdzi, że cierpienie uszlachetnia. Zazwyczaj samego księdza ani polityka nie, bo oni to mają różne opcje bycia szlachetnymi.  Owieczka w stadzie jednak niechaj dba o zbawienie duszy i cierpi, ile wlezie! Wszak nieważne, że roślina przez samego Boga namaszczona i nawet w Biblii o niej piszą (katolicy często słabo Biblię czytają, to mogą o tym nie wiedzieć), ale przecież to też narkotyczna roślina, a narkotyki to GRZECH! Nic to, że legalne, farmaceutyczne narkotyki zabijają szybko i skutecznie… To przecież ma podłoże NAUKOWE.

Polityk wpływowy - to taki, co ma wpływy na czarnym rynku. Oj.... mafii w Polsce wszak nie ma... hm… jest jednak cała szara sfera, której legalizacja medycznej marihuany też nie w smak. Dzisiaj zdesperowany pacjent kupi olej czy susz choćby od dilera. A jak będzie mógł kupić w aptece, to kto dilerowi byt zapewni? W końcu  ZUSu on nie płaci... Toteż polityk bardzo dba, aby dilerzy byli potrzebni, bo co by się stało, jakby dilerzy zaczęli palić opony pod sejmem? Smród i wstyd! Obciach na całego! Interesy szarej strefy mogą być zagrożone, zatem polityk wpływowy bardzo dba o swoje wpływy i wypływy.

Pomięłam jakiegoś polityka? Z całą pewnością. Proszę o sugestie - dopiszemy do listy.

Tymczasem co pozostaje matce chorego dziecka? Bratu  cierpiącej siostry? Córce umierającej matki?

Otóż pozostaje nam albo walczyć o swoje prawa do godności i wyboru, albo zdychać w oczekiwaniu na cud przemiany umysłów polityków.

Pozostaje jeszcze pewna nadzieja... że polityk też człowiekiem zdaje się jest, zatem może go dopaść to samo! Politycy też miewają matki, żony, kochanki, dzieci z prawego i lewego łoża...  może jak zaczną chorować to sami się obudzą? 

Trochę  wyobraźnia mi popuściła... Polityk - empatyk. To pewnie mało realne, ale ja nadal jestem niepoprawną optymistką i nadal w cuda wierzę.