Jeśli ktoś miał złudzenie, że wejście w życie ustawy o dostępie do terapii konopnej coś zmieni w życiu pacjenta to się grubo pomylił.
Przyjrzyjmy się faktom.
Import docelowy już nie istnieje. Oczywiście wielkiego żalu po nim nie ma bo działał fasadowo i tak naprawdę był mydleniem oczu dla dosłownie kilkudziesięciu osób - jednak był!
Jak się komuś udało przebrnąć przez gąszcz procedur, znaleźć mądrego i empatycznego lekarza, załatwić pozwolenia od konsultanta i zdobyć autograf z MZ oraz przeczekał kilka miesięcy to jednak coś tam uzyskiwał... Teraz już koniec.
Tak swoją drogą w kwietniu dr Bachański wystawił Maxiowi kolejne wnioski, w połowie maja były złożone do hurtowni farmaceutycznej i do dzisiaj cisza....
Co zaś mamy?
Otóż mamy kadłubka ustawy wmyśl którego każdy lekarz ( z wyjątkiem weterynarza ) ma prawo wystawić pacjentowi receptę na susz z konopi indyjskich pospełnieniu kilku wymogów:
- Pacjent przeszedł przez wszystkie formy leczenia ( bezskutecznie ) czyli spokojnie można przyjąć, że musi to być pacjent albo ze stwierdzoną lekoopornością lub w stanie terminalnym. W jednym i drugim przypadku musi być przećwiczony ( bez pozytywów ) przez system konwencjonalnej medycyny. Ok... ale
Aby ten lekarz nawet w takiej sytuacji chciał się podjąć
leczenia konopiami to jeszcze mus coś w tym temacie wiedzieć. Co wie? coż... zdecydowana większość lekarzy nie wie NIC albo ma w głowie narkofobiczne przekonania o szkodliwości konopi.
Kto jest za taki stan odpowiedzialny?
Zdecydowanie w dniu dzisiejszym Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy z ministerstwa nie zrobili absolutnie nic aby dać lekarzom jakiekolwiek narzędzia, jakąkolwiek wiedzę czy jakiekolwiek wsparcie !
Ale to nie wszystko...
Pacjent , nawet ten najbardziej wyedukowany i w największej potrzebie nie może liczyć tylko na lekarza ale i na swoje lekarstwo bo uprawiać nie może, w aptece polskich konopi nie kupi a innych też nie ma... bo nikt do tej pory importu nie zapewnił...
Co zatem pozostaje? ... w moim odczuciu dalsza batalia , tym razem walka już nie z ignorancją i złą wolą ale walka o realny dostęp do leczenia już w końcu legalnego...
Nasze postulaty nadal są aktualne i będziemy zabiegać o normalność.
Chcialabym, zeby cos sie w tej kwestii w koncu ruszylo i zeby chorzy chcacy leczyc sie ta metoda, mieli taka mozliwosc. Niestety wiem jak jest z wlasnego doswiadczenia... Z moja mama Beata chora na raka mialysmy przyjemnosc byc u Pani ok. 2lata temu, poznalysmy Maksia. Trzymam za Was mocno kciuki, zeby nigdy nie zabraklo Pani sil do walki z tym nieudolnym systemem.
OdpowiedzUsuńA dzis nawet Pania widzialam w przychodni, duzo zdrowka dla Maksia!
Pozdrawiam,
Malwina z 6tygodniowym Wojtkiem