Prezes
Naczelnej Rady Lekarskiej
Sz.P.
Maciej Hamankiewicz
W
nawiązaniu do wypowiedzi dla Polskapress, opublikowanej w Kurier
Poranny
(dalej
„serwis”), zwracam się do Pana o publiczne wyjaśnienie bądź
sprostowanie treści cytowanych wypowiedzi:
1)
Które przepisy obywatelskiego lub poselskiego projektu ustawy, Pana
zdaniem, mówią o zezwoleniu na „hodowlę marihuany w
doniczce na balkonie” ?
2)
Na jakiej podstawie twierdzi Pan na łamach serwisu, iż „nie
leczy się marihuaną, tylko preparatami poddanymi odpowiednim
badaniom naukowym”, skoro sprowadzane i refundowane za zgodą
Ministra Zdrowia produkty „Bedrocan” to właśnie marihuana
(rozdrobniony, porcjowany susz roślinny) poddana jedynie
standardowym badaniom analitycznym składu i zanieczyszczeń,
przeznaczona, zgodnie z informacją producenta – do sporządzania
domowych przetworów lub bezdymnej inhalacji?
I
to bez przeprowadzenia badań klinicznych, bez obowiązku urzędowego
monitorowania bezpieczeństwa, interakcji, działań niepożądanych
itp. – jak w przypadku leków dopuszczonych do obrotu.
3)
Jak to możliwe wreszcie, że w wypowiedzi publicznej jako Prezes
naczelnego organu samorządu lekarzy przemilcza Pan sytuację prawną
w Niemczech, gdzie – jak wynika z załączonego artykułu z 2012
roku opublikowanego przez Niemieckie Towarzystwo Medyczne –
pacjenci od kilku lat mogą uzyskać, pod szczególnymi warunkami
zezwolenie na zaopatrzenie w marihuanę w postaci suszu, a w
konsekwencji na samodzielną uprawę na własne potrzeby, marihuana w
kilku różnych postaciach przepisywana jest przez niemieckich
lekarzy, a ponadto, jak wskazuje już wstęp wskazanego artykułu –
jest to bezpieczna i doskonale przebadana substancja?
4)
Dlaczego wreszcie – jest to, moim zdaniem, niesłychanie istotne
wobec powoływania się na „badania naukowe” – trywializuje Pan
w wypowiedzi publicznej tę niesłychanie ważną problematykę,
porównując marihuanę do maku, choć – zakładam – dobrze wie
Pan, iż substancje czynne zawarte w tych dwóch roślinach są
diametralnie różne zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo
stosowania (możliwość śmiertelnego przedawkowania, fizycznego
(biologicznego) uzależnienia – co potwierdzają badania naukowe
właśnie), które jest kluczową przesłanką medyczną szerokiej
legalizacji w celach leczniczych m.in. we wspomnianych wyżej
Niemczech?
5)
I jakim prawem, i w jakim celu posługuje się Pan w wypowiedzi
publicznej argumentacją, że nie została udowodniona stuprocentowa
skuteczność marihuany tudzież jej preparatów, skoro ŻADEN lek w
historii badań klinicznych takiej stuprocentowej skuteczności ani
stuprocentowego bezpieczeństwa nie wykazał (co najwyżej wysoką
lub niską, nierzadko rzędu ledwie kilkudziesięciu % i to z całą
„litanią” działań niepożądanych, potencjalnie zagrażających
życiu interakcji, których brak w przypadku marihuany)?
W
ten sposób wprowadza Pan w błąd media i opinię publiczną,
sugerując, że o skuteczności jakiegoś leku w praktyce klinicznej
przesądza fakt dopuszczenia go do obrotu w urzędowej procedurze –
co nie dość, że – jak oboje wiemy – prawdą nie jest (o czym
zachęcam poczytać w źródłach obszernie powoływanych
w uzasadnieniu do projektu ustawy), to jeszcze, moim zdaniem:
a)
stanowi subtelną formę niedozwolonej kryptoreklamy produktów
leczniczych dopuszczonych do obrotu (sugestia jakoby leki
zarejestrowane wykazywały stuprocentową skuteczność, co w żadnym
wypadku nie jest prawdą, a szczególnie jeśli chodzi o niektóre
leki przeciwnowotworowe – jest to akurat, jak oboje dobrze wiemy,
kwestią wysoce kontrowersyjną);- no chyba, że ma Pan wiedzę o istnieniu PANACEUM?
b)
stanowi rażący wręcz przejaw braku znajomości przepisów prawa
farmaceutycznego, w myśl których możliwe jest przecież
dopuszczenie do obrotu i stosowanie leku, co do którego brak
takowych „stuprocentowych” danych (o tym dlaczego marihuana nie
może zostać dopuszczona w tym trybie o czym jest napisane w uzasadnieniu do
projektu, i powtarzać się tu nie ma sensu ), o praktyce „off-label”
już nie wspominając, bo uszy więdną a ręce opadają…O czym wiem nawet ja, nie będąc tak wszechstronnie wykształcona jak Pan.....
Projekt
ustawy wraz z uzasadnieniem opublikowany jest na stronie www.medycznamarihuana.org.pl , www.fundacjakrokpokroku.org.pl oraz na stronie www.konopielecza.pl . Jako przedstawiciel środowiska
naukowego winien Pan wymagać sam od siebie oparcia wypowiedzi
merytorycznych, w których występuje Pan w roli autorytetu bądź
specjalisty (szczególnie takich o publicznym zasięgu), na
materiałach źródłowych, a tych – jak wnioskuję z wypowiedzi
dla serwisu – nie zadał Pan sobie trudu przyswoić. Bogaty, jak
sądzę, zestaw źródeł uznanych za naukowe, prezentowany w
uzasadnieniu projektu powinien Pana szczerze zainteresować,
zwłaszcza, że ma Pan zawodowy obowiązek ustawicznego kształcenia,
do czego gorąco zresztą zachęcam.
I
być może przekornie, spytam na koniec – czy jako naukowiec jest
Pan w stanie podać opinii publicznej, a w szczególności mi
osobiście, źródło naukowej wiedzy medycznej, na którym oparł
Pan twierdzenie o możliwości łatwego uzależnienia, a które w
oparciu o potwierdzone badaniami klinicznymi (randomizowane, z
podwójnie ślepą próbą, placebo – standaryzowana substancja w
określonych dawkach przyjmowana w sposób regularny) publikacje
udowadniałoby jednoznacznie możliwość powstania (łatwo!)
uzależnienia od marihuany w rozumieniu medycznym (biologicznym)?
Medycznym,
biologicznym, i randomizowane ze standaryzowaną substancją i
placebo – powtarzam!
Bo o prawne ani społeczne rozumienie
uzależnienia mi nie chodzi, zresztą nie śmiałabym od lekarza
takowej wiedzy wymagać, ale też nie życzyłabym sobie ani
społeczeństwu, żeby którykolwiek lekarz w praktyce klinicznej
stał na straży paradygmatów nauk społecznych, a już w
szczególności prawnych…
A
podwójnych standardów prawdy nie znoszę jako osoba o wysokich standardach moralnych, a w
kwestii praw obywatelskich – jako obywatelka kraju o tak
zobowiązującej pod względem chrześcijaństwa historii.
Zwracam
jednocześnie uwagę, że nader wątpliwe etycznie jest prowadzenie w
wypowiedziach publicznych takiej retoryki „o jedzeniu maku na ból
nowotworowy”, ponieważ narusza to godność pacjenta, często
osoby nieuleczalnie chorej, której konwencjonalna medycyna nie daje
łaskawie nadziei.
W
wymowie nie tylko Pana wypowiedzi w serwisie, ale i ostatnich
wypowiedzi Ministra Zdrowia śmiem dostrzec poważny błąd, już
tylko co do wiedzy medycznej (nie ma żadnych poważnych wyników
badań wskazujących na możliwość uzależnienia od marihuany! –
to kłamstwo powtórzone wystarczającą ilość razy…), ale i co
do aksjologii leżącej u podstaw polityki społecznej w każdej
cywilizowanej demokracji (w szczególności chrześcijańskiej…).
Otóż nie można odmawiać choremu ulgi w cierpieniu tylko dlatego,
że ktoś inny mógłby sobie z tej okazji nielegalnie i niemedycznie
zapalić i uniknąć kary… To filozofia nieludzka i ohydna, a już
na pewno daleka od chrześcijaństwa!
Z
badań opublikowanych przez samego producenta leku Sativex płynie
komunikat iż 10- 30% pacjentów zastępuje Sativex paleniem
marihuany (odsyłam do źródeł zaakcentowanych w uzasadnieniu do
projektu ustawy). Państwa zdaniem, zapewne, ci pacjenci powinni być
izolowani od społeczeństwa poprzez umieszczenie w zamkniętym
zakładzie karnym, pozbawieni w ogóle leków, wolności,
instytucjonalnie potępieni. Brawo! Całe szczęście, że badania (i
pacjenci) pochodzą z Wielkiej Brytanii, gdzie takie rzeczy nie
przychodzą do głowy ani lekarzom ani politykom (nieszczęście, że
w Polsce pacjenci są w taki sposób traktowani, co przy warunkach
panujących w jednostkach penitencjarnych napawa zgrozą…). Jeśli
jednak chcą Państwo wyrażać tego typu poglądy i realizować tego
typu politykę społeczną tu w Polsce, zechcą Państwo jeszcze
wskazać aksjologiczne, deontyczne podstawy wyrażania takich
poglądów, aprobowania i uprawiania takich praktyk przez ludzi
reprezentujących zawody, środowiska medyczne. Krótko mówiąc,
wzywam do zaprzestania uprawniania takiej demagogii, żeby nie rzec – nieludzkiej propagandy.
Dziękuję
za uwagę, więcej informacji w uzasadnieniu projektu ustawy, w
którym autor starał się możliwie obszernie ale i względnie
zrozumiale dla przeciętnie zorientowanego czytelnika wskazać,
podparte źródłami uznanymi za naukowe, występujące w zastanych
okolicznościach przyrody:
1)
obiektywne przeszkody w możliwości przeprowadzenia badań
klinicznych marihuany i uzyskania wyników na potrzeby urzędowej
rejestracji,
2)
obiektywne przeszkody w możliwości „ogólnosystemowej”
rejestracji jako leku w którejkolwiek z form przewidzianych prawem
farmaceutycznym,
3)
założenia proponowanego rozwiązania legislacyjnego, ze wskazaniem
kluczowych elementów mogących budzić kontrowersje i problemy
praktyczne oraz proponowanych na te okoliczności środków
zaradczych, instytucjonalnych zabezpieczeń itd…
2
letni pilotażowy program, de facto badawczy, de facto rządowy,
połączony z narodowym monitoringiem, rejestrem działań
niepożądanych, oparty o zdywersyfikowany, zamknięty i ściśle
kontrolowany system zaopatrzenia (uprawy dla pacjentów jako
absolutny wyjątek, ze wszystkimi obowiązkami i obostrzeniami w
ramach monitoringu), technicznie (tj. w sensie i na poziomie „obsługi
pacjenta” jako bądź co bądź najważniejszego elementu
„systemu”) bardzo podobny do rozwiązań niemieckich, z potężną
wiązką dyskrecjonalnych uprawnień dla Ministra Zdrowia i Policji –
chyba jednak zbyt zaawansowany, być może zbyt ambitny, żeby
chciało się tak mądrym i wspaniałym głowom jak Pan Hamankiewicz
czy Książę Radziwiłł przeczytać i zrozumieć, ewentualnie – czego
wymagałabym od wykształconego człowieka sprawującego funkcje
publiczne, poszukującego dobrych rozwiązań – wezwać, spytać,
przedyskutować…
Stąd
też, przed udzieleniem odpowiedzi, zachęcam do lektury. Tym
bardziej, że prędzej czy później zapewne spotkamy się nad
omawianiem tej kwestii w komisji zdrowia – po co mamy tam
dyskutować o rzeczach, które już zostały przemyślane i
rozwiązane, czy też rozliczać się z jakichś niedomówień?
Z
wyrazami głębokiego żalu i niesmaku,
Matka Wariatka - Dorota Gudaniec
PS.
w załączeniu decyzja refundacyjna dla mojego synka Maxa cierpiącego na lekooporną padaczkę, któremu
dzięki poświęceniu neurologa Marka Bachańskiego… marihuana
uratowała życie.
Mam
nadzieję, że jako dowód z formalnego dokumentu będzie w stanie
definitywnie zadać kłam zarówno twierdzeniom, że „marihuana nie
leczy”, jak i tym, że polscy pacjenci mają wystarczający dostęp
– decyzja
z 25 kwietnia, refundowany import marihuany w postaci suszu, do tej
pory nie została zrealizowana z przyczyn nie leżących po stronie
apteki, hurtowni, ani pacjenta. Nie wiadomo kiedy producent
zrealizuje zaopatrzenie. Powtarzane komunikaty MZ oraz publiczne
wypowiedzi polityków różnych opcji, są oparte na fałszywym
przekazie kierowanym do mediów i opinii publicznej, że jedyny
europejski producent Bedrocan B.v. jest w jakikolwiek sposób
zobowiązany do zapewnienia dostępności marihuany polskim pacjentom
w ramach polskiej opieki zdrowotnej. Tymczasem jest to podmiot
działający na licencji holenderskiej agendy podległej ministerstwu
zdrowia, zaopatrujący w pierwszej kolejności rynek holenderski (na
tak mały rynek jeden podmiot jako tako „wystarczy”), i to nie w
marihuanę jako lek (produkt leczniczy w rozumieniu prawa) a jako
substancję do badań, która dzięki pewnej elastyczności
holenderskich przepisów (z pewnością zbyt skomplikowanej dla tak
światłych umysłów jak Hamankiewicz czy Radziwił) jest możliwa
do zastosowania u pacjentów według wskazań lekarza w ramach
bieżącej praktyki medycznej. Polski pacjent może co najwyżej
"załapać" się na nadwyżkę, do której w kolejce stoją
przed nim również Niemcy (dlatego w Niemczech pacjenci już mogą
uzyskać wspomniane wyżej zezwolenie na uprawę).
Polski
rząd nie ma żadnych prawnych ani politycznych możliwości
usprawnienia procedury, ponieważ leży ona w gestii władz
holenderskich, dla których polski rząd nie jest poważnym
partnerem, a sytuacja polskich pacjentów nie jest jakimś znaczącym
wyznacznikiem ich działalności produkcyjnej.
Komunikowanie
opinii publicznej przekazu, że polscy pacjenci mają "wystarczający
dostęp" jest nie tylko fałszywe, ale po prostu ohydne,
nieludzkie - doprawdy nie pojmuję, jak ludzie odpowiedzialni za
politykę zdrowotną, za zdrowie i życie swoich obywateli
(wyborców!), w KATOLICKIM KRAJU mogą wykorzystywać niewiedzę
opinii publicznej dla uprawiania takiej ohydnej propagandy,
kosztem autentycznego cierpienia obywateli.
Wszystko
co opowiada się w tzw. „głównym nurcie” o marihuanie to
nieprawda, co pokazują przykłady z kraju i ze świata... Chciałabym
wierzyć, że to spisek koncernów farmaceutycznych, ale śmiem
podejrzewać typową polską głupotę, ignorancję, nietolerancję i
nienawiść, nadętość środowiska, które panicznie (wręcz
paranoicznie!) boi się utraty kontroli, której zresztą nigdy
realnie nie sprawowało… Marihuanę rekreacyjną można bez
większego problemu kupić w każdym mieście, a przetrzymywanie
pojedynczych ludzi w więzieniach w „instytucjonalnej odpowiedzi”
za ten stan, w imię jakiejś urojonej „walki z narkotykami”
wyrządza autentyczną krzywdę jedynie ich rodzinom, bo przecież
nie resocjalizuje sprawców i nie wpływa na postawy używających i
handlujących, nie ma też najmniejszego wpływu na sytuację
epidemiologiczną czy globalną podaż narkotyków – co
potwierdzają badania naukowe! Zachęcam do zapoznania się z raportami PSPN (Polska Sieć Polityki Narkotykowej ) .
To
jest szczyt arogancji i niegospodarności, żeby nie powiedzieć –
błazenady i pozoranctwa, władz publicznych w realizacji mądrych
zgoła, ustawowo wyrażonych założeń polityki społecznej i
zdrowotnej („opartej na dowodach”!), i jest to w sposób
ordynarny racjonalizowane poprzez uprawianie takiej właśnie ohydnej propagandy.
To
tak na marginesie polityki zdrowotnej i społecznej w rzekomo
cywilizowanej chrześcijańskiej demokracji…
Ilu jeszcze polityków musi zachorować aby w naszym pięknym kraju było NORMALNIE???
Cieszę się , że wreszcie ktoś stracił cierpliwość i napisał prawdę w oczy. Zawsze miałem wrażenie że głaskamy się ze służbą zdrowia a tymczasem w przeciwieństwie do tego co się w całej Europie ludzie cierpią a nawet umierają choćby nie musieli. To straszne. Jestem pewien, że lobbyści pocą się jak mogą żeby jak najpóźniej wprowadzić zmiany w polskim lecznictwie. Pani Doroto cierpię na bóle i od końca 2015 roku mam wielką nadzieję, że pozwolą sadzić medyczną marihuanę samemu choremu, bo to co się w Polsce dzieje to woła o pomstę.
OdpowiedzUsuńBoję się że przywitamy Nowy Rok a dalej będziemy czekać.