Ja jestem tylko mamą Maxa - może to i dużo ale nie wystarczająco. Jednak to do mnie dziesiątki osób pisze i dzwoni bo szukają ratunku dla siebie i swoich najbliższych. Szukają w akcie największej desperacji wiedzy jak można rozpocząć leczenie cannabisem czyli medyczną Marihuaną. Wiedzą i widzą efekty takiego leczenia u innych - widzą postępy Maxa , śledzą profil Jakuba czy Adama.. śledzą historie Charlott i wielu innych pacjentów i mają nadzieję.. bo w konwencjonalny sposób tej nadziei już nie mają skąd czerpać.
Piszą i błagają o informację gdzie się leczyć, błagają o namiar na lekarza, proszą o chociaż okruszek nadziei... Ufają że i im się uda uratować tak jak mi się udało uratować synka.
Drodzy Doktorzy!! to nie do mnie powinni Ci ludzie się zgłaszać... nie ja powinnam być dla niech nadzieją na ratunek... To powinna być Wasza domena. To Wy składaliście przysięgę Hipokratesa i to Wam ludzie powierzają wiarę i ufność w leczenie i odzyskanie zdrowia.
Co Was powstrzymuje? czy brak wiedzy? ... To można nadrobić. Literatury, badań i doświadczeń pacjentów jest już dość. Zatem o co chodzi?
Wierzę, z całego serca wierzę w Waszą odwagę cywilną, w Waszą misję ratowania ludzkiego życia i zdrowia.. Apeluję i Wy w siebie uwierzcie!
My pacjenci Wam w tym pomożemy.
Ja - mama Maxa będę informowała o każdym lekarzu, który ma odwagę i zechce ludziom pomagać.
Na tym blogu i w każdym miejscu będę promowała lekarzy przez wielkie L i ludzi przez wielkie L - Macie szanse być BOHATERAMI dla tych co Wam powierzają siebie. Nie bójcie się ratować życia!
Pani Doroto! Pani jest kluczem do betonowych umysłów naszych decydentów. Miałem zaszczyt być na oławskim Seminarium i patrzeć jak tworzy sie HISTORIA!!! Pani wygrała życie synka, chociaż droga jeszcze daleka. Ja (epi lekooporne, pourazowe) miałem mniej szczęscia. Moja próba zdobycia leku (własna uprawa marihuany-5 roślin) ma finał w Sądzie, a choroba postepuje. Synek Pani jest kamyczkiem, który ruszył lawinę.Podziwiam, pozdrawiam i życzę Maxiowi zdrowia a Pani- sił do walki, już nie tylko o Maxa.
OdpowiedzUsuńJestem Łukasz i mam 26 lat. Mieszkam w małej miejscowości – Ciechanów – jakieś 100 km od Warszawy. Od 114 lat choruję na Epilepsje (Padaczka).
OdpowiedzUsuńJa mam napady toniczno-kloniczne (grand mal). W moim przypadku wyczuwam, że zbliża się atak, mam tak zwaną „aurę”. Jest to takie przeczucie przed atakiem. Przerywam swoją czynność albo nagle się budzę, patrzę w jeden punkt. Wiem, że np. mama mówi coś do mnie i wiem co mówi lecz ja nie mogę jej nic odpowiedzieć. Później nic nie pamiętam, budzę się rano i dopiero wtedy zaczyna mi się przypominać i mówię sobie „miałem znów atak”. Wszystko mnie boli i język mam przegryziony albo, jakąś ranę na nodze czy na ręku. Każdy mięsień kończyn boli.
Kiedy miałem 11 lat pewnej nocy miałem tzw. Stan Padaczkowy. Jest to stan, w którym ataki występują jeden po drugim bez chwili odpoczynku dla organizmu. Pamiętam, jak wtedy zabrali mnie karetką i obudziłem się w szpitalu. Usłyszałem tam, że mój stan był zagrożony. Tu u mnie w szpitalu w Ciechanowie stwierdzili jednak, że to zwykła alergia,
Pojechałem do Centrum Zdrowia Dziecka, tam lekarz zobaczył tylko w papierek i od razu stwierdził, że to Epilepsja. I wtedy przepisał mi Depakine Chrono 500. Jednak mogłem tam się leczyć tylko do 19 roku życia.
W tym właśnie wieku po raz pierwszy zapaliłem. Marihuana tak uśmierzyła i zastopowała mi ataki, że nie brałem później leków przez pół roku. I nie miałem żadnego ataku. To rekord.
A czemu rekord? Bo od 12 lat biorę tę chemie, te leki, a ataki mam regularnie, nawet 5 razy w miesiącu! Chcę z kimś o tym pogadać, a w naszym kraju boję się komukolwiek zwierzyć.
Na koniec mogę przyrzec jedno: marihuana naprawdę pomaga przy leczeniu epilepsji. Pomaga przy hamowaniu jej ataków.
Łukasz
lukaszcow@wp.pl